|

Polignano a Mare – wrażenia z najpopularniejszego miasta w Apulii

Można odnieść wrażenie, że regionem we Włoszech, o którym mówi się ostatnio bardzo dużo, o ile nie najwięcej, jest właśnie Apulia. Region ten jest zachwycający i nikogo, kto tam był, nie dziwi, że wzbudza takie emocje. Wśród tych, którzy jeszcze nie mieli okazji tam być, intryguje na tyle, że mało kto waha się przy podejmowaniu decyzji. Miejscem, które w szczególności większość przyjeżdżających chce zobaczyć, jest Polignano a Mare. Czym ujmuje to miasto?

No właśnie, jak to jest z tym apulijskim Polignano? Mając w głowie (i w telefonie) te wszystkie piękne zdjęcia znalezione w internecie, zainspirowani lecimy do Bari. Stamtąd ruszamy w road trip po regionie – charakterystyczne domki w Alberobello, białe Ostuni, no i oczywiście te skaliste wybrzeże w Polignano a Mare. Te ostatnie zrobiło na mnie największe wrażenie. Każde apulijskie miasteczko zachwyca i zdania, co do tego które najbardziej, są podzielone. Wiadomo, to kwestia gustu i każdy ceni sobie w miejscach co innego. A co sprawiło, że w moim przypadku padło na Polignano?

Polignano odwiedziłam dwa razy i za każdym razem wieczorną porą. Mimo, że to właśnie na tym miasteczku zależało mi najbardziej, zostawiałam go na sam koniec. Taka decyzja wynikała nie z faktu, że najbardziej wyczekiwane miejsce powinnam zostawić na koniec, jak deser, ale z tego, że Polignano leży najbliżej Bari (bazy wypadowej). Jak się później okazało – było warto. Za drugim pobytem decyzja była również przemyślana, ale tym razem rzeczywiście kierowałam się przesłaniem, że najlepsze na koniec.

Ulewa, burza i tęcza

Do Polignano wraz ze znajomymi dojechaliśmy pociągiem. O tym jak dostać się do Polignano, przeczytasz w tekście o Apulii. Po całym dniu intensywnego zwiedzania, nieco zmęczeni, ale nastawieni pozytywnie na kolejne odkrycie i zwieńczenie dnia włoską kolacją.

Wysiedliśmy na stacji i pierwsze co nas zastało to deszcz. Totalnie nieprzygotowani na ulewę, mając jedynie kurtki, które miały służyć bardziej ozdobie niż ochronie, ruszyliśmy w stronę miasta. Po krótkim czasie noszenia kurtek na głowie, stwierdziliśmy, że spacery w deszczu mają swój urok, a we Włoszech to już w ogóle. Kiedy doszliśmy do rynku, z nieba leciała już tylko mżawka, a w tle na ciemnoniebieskim niebie widać było błyskawice. Z pozoru pogoda, która miała odebrać nam komfort eksplorowania, ostatecznie zagwarantowała nam wyjątkowe widoki. Kolorowe budynki, palmy i tęcza między nimi – w tamtym momencie to wszystko skąpane było w wychodzących zza chmur promieniach słońca.

Miasto na skalistym wybrzeżu

Niedaleko od wyżej wspomnianego placu, znajduje się najbardziej rozpoznawalne miejsce Polignano a Mare, czyli plaża między skałami, na których zbudowane jest miasto. Najlepiej podziwiać je ze skał Pietra Piatta.

Na skałkach można robić wszystko – opalać się w lecie, rozłożyć koc, zrobić piknik. Warto jednak udać się na kolację gdzieś na starym mieście. Jedzenie jak to włoskie, nie do opisania. W naszym przypadku po kolacji udaliśmy się na spacer po starej części miasta. Błądząc między uliczkami, można natknąć się na ślepe zaułki, ale w przypadku Polignano, zamiast ściany widzi się taras z widokiem na morze. Szczególnie jeśli trafia się na burzową pogodę, taki taras jest wyjątkowy, bo nie ma lepszego widoku niż morze, obijające się o skały fale, zachodzące różowe słońce i błyskawice gdzieś na horyzoncie.

Magda Wawoczny

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *